"Generał miał wtedy mało do powiedzenia, wówczas rządził sekretarz partii” – mówił Lech Wałęsa podczas procesu „o sprawstwo kierownicze” masakry robotników Wybrzeża z grudnia 1970 r., pytany o to, czy wie, kto wydał rozkaz o użyciu przez wojsko i milicję broni w 1970 r.
W środę Wałęsa zeznawał jako świadek przed Sądem Okręgowym w Warszawie, który już siódmy rok prowadzi proces oskarżonych w tej sprawie, w tym ówczesnego szefa MON gen. Wojciecha Jaruzelskiego i ówczesnego wicepremiera Stanisława Kociołka. Wałęsa, wówczas członek komitetu strajkowego gdańskiej stoczni, opowiadał jak to „starał się hamować tłum”.
Zeznał więc m.in., że podczas demonstracji "udało mu się wejść" do komendy MO, by negocjować zwolnienie aresztowanych stoczniowców i nieatakowanie manifestantów, choć jeszcze nie tak dawno swojej obecności w komendzie MO zaprzeczał. Przed sądem mówił: „- Komendant obiecał to i prosił mnie, bym zapanował nad tłumem”.
Zeznał, że gdy wbrew obietnicom, MO zaatakowała jednak manifestantów, pod jego adresem padły okrzyki "zdrajca", a komendę obrzucono "tysiącem kamieni". On sam opuścił wtedy komendę przez okno, szczęśliwie unikając uderzenia kamieniami.
"- W pewnym momencie zrozumiałem, że nie ma żadnych szans na logiczne zakończenie tego, bo nie jesteśmy zorganizowani" – dodał Wałęsa, oceniając przebieg wydarzeń. Mówił, że słabością strajku było, że nie miał on jednego przywódcy, a ponadto władze robiły wszystko by skłócić strajkujących, wśród których byli agenci SB. {sidebar id=4}
"- Generał miał wtedy mało do powiedzenia, wówczas rządził sekretarz partii” – zeznał Wałęsa. Odpowiedział tak, spytany przez Sąd Okręgowy w Warszawie, czy wie, kto wydał rozkaz o użyciu przez wojsko i milicję broni w 1970 r.
"- Nie jest to nic, co by się kłóciło z zebranym materiałem; ocena zeznań świadka należy do sądu" – powiedział dziennikarzom w przerwie rozprawy prok. Bogdan Szegda. Dodał, że proces mógłby się skończyć na przełomie roku.
Oskarżony wicepremier PRL Stanisław Kociołek nie chciał komentować zeznań Wałęsy. Podobnie Wojciech Jaruzelski, któremu Wałęsa podał mu rękę na przywitanie "jak kapral generałowi".
onet.pl/rż
Wdzięczny "Bolek"
Lech Wałęsa po raz enty już wystawia polityczne świadectwo moralności Wojciechowi Jaruzelskiemu, który w 1970 był ministrem obrony narodowej, a w 1981 r. jako szef Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego przeprowadzał kolejną operację pacykowania niepokornych Polaków.
Ale Wałęsa ma za co Jaruzelskiemu być wdzięczny. Choćby za wymuszane na generale kilka lat temu „na klęczkach” w telewizji podobne polityczne świadectwo moralności, dotyczące heroizmu pozycyjnego „elektryka z Gdańska” oraz braku współpracy z SB.
Niestety dla „Lecha”, dzięki Cenckiewiczowi i Gontarczykowi wiemy kim jest „Bolek”. Raz na zawsze.
PK