Rozpoczęły się prace nad wyjaśnieniem tragedii w Przewodowie. Na oficjalny raport trzeba będzie poczekać, jednak już teraz w mediach przedstawiane są różne hipotezy, z których jedna została już potwierdzona m.in. przez prezydenta Bidena. Czy jednak możemy być pewni co do tego, że za wybuchem stoją Ukraińcy i kto zyskuje na takiej narracji?
Oficjalna wersja wydarzeń
15 listopada we wsi Przewodów dwie osoby zginęły w wyniku eksplozji pocisku rakietowego. Pierwszą hipotezą potwierdzoną przez oficjalne źródła jest ta, że został on wystrzelony z terytorium Ukrainy.
Nie zmienia to faktu, że odpowiedzialność za zajście ponosi Federacja Rosyjska, która w dniach poprzedzających tragedię prowadziła intensywny ostrzał rakietowy wymierzony w ukraińskie obiekty infrastruktury i prywatne. Według wersji wydarzeń podawanej przez oficjalne źródła, ukraiński system obrony przeciwrakietowej zawiódł i doprowadził do nieszczęścia.
Istnieją jednak przesłanki, by poddawać w wątpliwość powyższy scenariusz…
Wojna informacyjna
Od początku rosyjskiej agresji, równolegle trwają intensywne działania propagandowe po obu stronach konfliktu. Również państwom trzecim jest niekiedy na rękę szerzyć dezinformację na temat konfliktu.
Doskonale widzimy to w Polsce, gdzie media nieustannie powielają fake newsy, lub prowokują do wyciągania błędnych wniosków. Jedną z takich sytuacji było morderstwo na warszawskim Nowym Świecie, którego – według relacji rzekomych świadków – miał dokonać uchodźca z Ukrainy. Dopiero po kilku dniach antyukraińskiej narracji w mediach społecznościowych, Polska Policja zdementowała tę informację i podała dane mordercy, który okazał się Polakiem.
Polscy politycy w służbie rosyjskiej propagandy
Te kilka dni dezinformowania Polaków wykorzystali politycy Konfederacji. Krzysztof Bosak, Robert Winnicki i Grzegorz Braun zarzucali policji, że ta nie publikuje oficjalnych informacji na temat morderstwa na Nowym Świecie, by chronić ludność ukraińską przebywającą w Polsce.
Nie byli to jedyni Polscy politycy, którzy powielali rosyjską i antypolską propagandę. Radosław Sikorski dziękował w mediach społecznościowych Amerykanom za uszkodzenie gazociągów Nord Stream. Rosyjska propaganda użyła jego wpisu na twitterze do potwierdzenia, ze Federacja Rosyjska stała się celem ataków militarnych Stanów Zjednoczonych.
Problem powielania fake newsów nie dotyczy więc wyłącznie zwykłych „zjadaczy chleba”, którzy nie mają czasu i kompetencji, by weryfikować wszystkie informacje, ale również polityków, którzy zawodowo poświęcają czas na zapoznawanie się z tymi zagadnieniami.,
Ukraina zaprzecza
Potwierdzenie źródła pochodzenia pocisku przez prezydenta USA nie musi więc oznaczać, że jest to prawda. Tym bardziej, że prezydent Ukrainy kategorycznie temu zaprzecza. Wołodymyr Zełenski nie tylko zdejmuje winę za tragedię w Przewodowie z ukraińskiego systemu obrony rakietowej, ale domaga się przestrzeni do zaprezentowania dowodów na to, że pocisk nie został wystrzelony z terytorium Ukrainy.
Stanowisko prezydenta Zełenskiego i MSZ Ukrainy i dowództwa generalnego armii jest jasne. Oni wszyscy mówią, że to nie była ukraińska rakieta i mówią, że mają na to dowody, które chcą przekazać.
Trudno uwierzyć, że Zełenski domagałby się możliwości przedstawienia dowodów, gdyby ich nie miał. Tym bardziej, że po wybuchu w Przewodowie, polskie władze zaznaczyły, że bez względu na miejsce wystrzelenia rakiety, to Federacja Rosyjska doprowadziła do tragedii atakując z powietrza ukraińskie miasta. Wobec tego nawet gdyby Zełenski przyznał, że była to ukraińska rakieta, nie wpłynęłoby to na relacje Ukrainy z Zachodem.
Wygrywają wszyscy…
W takiej sytuacji można sobie zadać pytanie: komu na rękę byłoby zrzucenie odpowiedzialności za wybuch na Ukraińców. Z niepokojem należy zauważyć, że każdy.
Dla Rosji korzyść jest oczywista. Zdejmują winę za zabicie dwóch obywateli RP ze swoich barków, a jednocześnie mają pretekst do przedstawienia Ukrainy jako państwa-agresora.
Strona rosyjska wykorzystując hipotezę o tym, że była to ukraińska rakieta, próbowała przedstawić Ukrainę jako państwo zbrodnicze – zauważa Antoni Macierewicz, były prezes MON. – Rosja dąży do tego, by stworzyć konflikt pomiędzy Ukrainą a Polską oraz resztą państw NATO. Nie pozwolimy na to.
Dla administracji prezydenta Stanów Zjednoczonych obarczenie Ukrainy za wybuch w Przewodowie jest o tyle korzystne, że jakikolwiek celowy atak na Polskę, musiałby być rozpatrzony w kontekście potencjalnej interwencji NATO. Celem ataku rakietowego stałoby się bowiem jedno z państw należących do Sojuszu. Przedstawienie tragedii, jako przypadkowego zdarzenia wywołanego przez wadliwy system ukraińskiej obrony rakietowej, nie wymusza w sposób bezpośredni żadnych reakcji na Amerykanach. Nie mamy bowiem do czynienia z atakiem na Polskę, lecz nieszczęśliwym wypadkiem.
…oprócz Ukrainy
Fala fake newsów, kategoryczne twierdzenia administracji publicznej Ukrainy na temat ich niewinności, korzyści, jakie mogą odnieść światowe mocarstwa – to wszystko powinno skłonić do myślenia i wymusić poddanie w wątpliwość oficjalnej tezy. Mówił o tym Antoni Macierewicz dla Radia Maryja:
Atak, z którym mieliśmy do czynienia wciąż jest rozpatrywany pod względem różnych hipotez. Nie wiemy, kto doprowadził do dramatu w Przewodowie, kto doprowadził do śmierci dwóch Polaków. Obowiązkiem jest zbadanie, co naprawdę się stało. Dobrze, że proces badawczy się rozpoczął, bo sprawa jest dramatyczna. Stawiała bowiem przed oczami całego świata możliwość zaatakowania państwa NATO, a więc wymagała także odpowiedzi Sojuszu na taki scenariusz.
Marszałek senior zaleca, by na razie wstrzymać się z wyciąganiem wniosków i poczekać do oficjalnego raportu zespołu wyjaśniającego przyczyny zajścia w Przewodowie. W jego skład mają wejść również eksperci z Ukrainy. Międzynarodowy zespół już wkrótce wykaże, czy znów padliśmy ofiarą dezinformacji, czy też rzeczywiście wtorkowa tragedia była fatalnym w skutkach błędem strony ukraińskiej.
Źródło: Radio Maryja, PAP, Telewizja Republika