W Polsce i Czechach nie będzie instalacji antyrakietowej. Mamy mieć ponoć patrioty, zaś od około 2015 roku na kontynencie wdrażany będzie amerykański system obrony antyrakietowej AEGIS z pociskami przechwytującymi rakiety krótkiego i średniego zasięgu, instalowany na okrętach wojennych.
Nie wiem, czy nowy system będzie nowszy, czy korzystniejszy. To działka specjalistów. Najważniejsze jest to, że prezydent Barack Obama, afroamerykański komuch, którego zaczynają mieć dosyć nawet najbardziej zaślepieni Amerykanie, odstawił nas do kąta, pokazując, że dla demokratów Europa Wschodnia jest już obszarem peryferyjnym w stosunku do Dalekiego i Bliskiego Wschodu. Terenem złożonym na ołtarzu serdecznych stosunków z Rosją.
?The Wall Street Journal? nie ma wątpliwości, twierdząc, że Stany Zjednoczone usilnie pracują nad tym, żeby z przyjaciół zrobić sobie przeciwników: ?Oba rządy (polski i czeski) podjęły ogromne, polityczne ryzyko, narażając się nawet na gniew swych byłych rosyjskich suwerenów, w celu zadowolenia USA, które chciały, aby system (obrony przeciwrakietowej ? red.) bronił przed ewentualnym atakiem irańskich rakiet ? ocenia gazeta. Dodaje też, że ?dziś nie należy oczekiwać, by w najbliższej przyszłości którykolwiek z tych rządów wysłuchał Ameryki?.
To jednak nie ma znaczenia, gdyż mamy do czynienia ze zwykłą, z punktu widzenia amerykańskiego, zmianą na geopolitycznej szachownicy interesów amerykańskich, na której ? kosztem Polski i Czech ? na pierwsze miejsce wysunęła się Rosja. Jest to ? niestety ? zmiana strategiczna kończąca z dawną republikańską polityką ostrego kursu, jedyną skuteczną wobec Kremla.
Zrozumiała jest więc radość Putina, Miedwiediewa, prasy rosyjskiej. Decyzja Obamy, określana jako kapitulacja bądź zdrada sojuszników, potwierdza siłę i skuteczność ich neoimperialnej polityki, którą zmusili kunktatora z Waszyngtonu do odsunięcia Polski i Czech ? najbardziej politycznie i militarnie sprzęgniętych z USA i zarazem najbardziej doświadczonych w przeszłości polityką Kremla. Ci najwierniejsi, choć zarazem stosunkowo słabi sojusznicy USA, zostali pozostawieni sami sobie. Być może nawet znów powstały jakieś tajne umowy, protokoły itp., w myśl których państwa te staną się kondominium niemiecko-rosyjskim.
O tym, że Amerykanie tarczy u nas nie zainstalują, było wiadomo od momentu, gdy związana z układem Moskwa-Berlin PO doszła do władzy. Stało się wówczas jasne, że priorytetem w polityce nowej ekipy stanie się wysadzenie nas z sojuszu z USA. Dlatego Warszawa nie zrobiła nic, by przyspieszyć ratyfikację umowy w Sejmie i tym samym utrudnić Amerykanom wycofanie się z niej. Szansa załatwienia tej sprawy w klimacie politycznym dla nas korzystnym była ogromna.
Decyzja Obamy, ogłoszona z gracją 17 września, a więc w dniu wywołującym u nas oczywiste skojarzenia ? jest porówna do Jałty. Niesłusznie, gdyż o ile wtedy Polska nie miała nic do gadania, to teraz, dzięki administracji Donalda Tuska powiedzieliśmy i zrobiliśmy o wiele mniej niż zrobić powinniśmy i mogliśmy. Mało tego, nowa ekipa biła i bije pokłony przed władcami Kremla, by wspomnieć tylko podrygi Tuska i Sikorskiego przed Putinem, m.in. odnośnie dostępu rosyjskich ?ekspertów? ? w istocie służb ? do mającej powstać bazy antyrakietowej czy stałego monitoringu rosyjskiego. Rosja brała od polskiego premiera, co chciała. Usłyszałem ostatnio opinię, że Rosja ma nad Wisłą równie potężną partię jak Niemcy. Sprawa tarczy czy ofukiwanie przez Platformę pisowskiego projektu uchwały o 17 września mówi nam o tej partii wiele.
Obama, podając rękę Putinowi i Miedwiediewowi, zostawił nas w szczerym polu. Nic zatem dziwnego, że w Polsce zaczęły pojawiać się coraz częściej wątpliwości dotyczące naszej misji w Afganistanie. Czy nasz dalszy pobyt w tym odległym państwie, w którym nie mamy praktycznie żadnych interesów, ma jeszcze sens? Mimo tych wątpliwości jestem przeciwny stawianiu sprawy pod hasłem: ?tarcza albo śmierć?. Są bowiem rzeczy o znaczeniu strategicznym: wyjście może oznaczać wysadzenie nas z układu atlantyckiego i wpędzenie w oś niemiecko-rosyjską. Czy aby nie o to chodzi rządowi Tuska?
Poza tym, jaką możemy mieć pewność, że gdy już zdecydujemy się opuścić Afganistan, nie nasilą się nagle oskarżenia o antysemityzm i żądania zwrotu majątku, który zgodnie z prawem przejął skarb państwa polskiego, a który przed wojną należał do obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, wymordowanych przez bolszewickich Rosjan i hitlerowskich Niemców?
PIOTR JAKUCKI
NASZA POLSKA NR 38/2009