Decyzją o odwołaniu szefa CBA premier Donald Tusk wpisuje się w bizantyjską tradycję władzy. O walce z korupcją w demokratycznym państwie mówi dla Fronda.pl prof. Andrzej Zybertowicz.
Andrzej Zybertowicz: Strach ma wielkie oczy. Myślę, że Donald Tusk ma o wiele mniejsze zaufanie do partyjnych kolegów, niż to otwarcie deklaruje. Że podejrzewa, iż w jego otoczeniu może być więcej osób o skłonnościach do cmentarnych rozmów, niż tylko sam Zbigniew Chlebowski. A w koalicyjnej PSL nie tylko wicepremier Pawlak uwikłany jest w konflikt interesów (idzie nie tylko o Ochotnicze Straże Pożarne, ale także anulowanie kary dla firmy J&S, dla którego to podmiotu pracują byli politycy PSL).
Niedawno poseł Jarosław Gowin mówił, że gdy informował premiera o nieprawidłowościach, ten reagował bardzo szybko. Myślę więc, że premier Tusk ma o wiele więcej powodów do obaw, niż to publicznie okazuje. Usuwa Mariusza Kamińskiego, by zmniejszyć ryzyko wymknięcia się sytuacji spod kontroli w kampanii prezydenckiej. Taką przeszkodą może być ujawnienie innych afer, w które uwikłani byliby ludzie z jego otoczenia. Z drugiej strony Donald Tusk wysyła komunikat do środowisk biznesowych zaangażowanych i w legalny, i nielegalny lobbing: kontroluję sytuację! Gdyby premier nie odwołał Kamińskiego, środowiska te byłyby zaniepokojone, że może ujawnione będą kolejne Sobiesiaki.
Odwołanie Kamińskiego oznaczać będzie koniec walki z korupcją w Polsce?
To zależy, kto będzie kierował CBA po Kamińskim i jakie zmiany tam zajdą. Ale już sama próba odwołania Kamińskiego oznacza osłabienie walki z korupcją.
A może prawdą jest, że Kamiński jest siepaczem PiS? Przecież większość afer wytropionych przez CBA, w które byli uwikłani politycy, dotyczyło polityków innych partii. Nie wierzę, by w PiS działali sami święci.
Gdy policjant łapie polityka, automatycznie wikła się w politykę. Nie można walczyć z korupcją w ogniwach państwa nie wchodząc na pole polityki. Jeśli polityczność rozumiemy w sposób ideologiczny, czyli utożsamiamy z nią wszystko, co jest związane z polityką, a jednocześnie polityczność utożsamiamy z chorobą ? a tak bywa w naszych mediach – to w ogóle nie ma możliwości rzeczywistej (tj. nie-Piterowej) walki z korupcją. Pytanie, czy premier potrafi pokazać, że minister Kamiński ?skręcał? na korzyść PiS jakiekolwiek sprawy. Czy potrafi pokazać, że Kamiński, ukazując złe działania Platformy, np. fałszował informacje.
Nawet politycy PO przyznają, że afera hazardowa jest faktem. Tymczasem niektórzy publicyści, jak np. Tomasz Wołek w radiu TOK FM, twierdzą, że to „rzekoma afera”.
Taka interpretacja nie zasługuje na komentarz.
Nieczęsto dowiadujemy się o działaniach rządu PO-PSL w zakresie służb specjalnych. Czy służby leżą w ogóle w sferze zainteresowania tego rządu?
Donald Tusk miał dwa lata, by zasygnalizować swoją wolę naprawy mechanizmów zarządzania służbami, by zainicjować reformę systemu nadzoru. Nie zrobił tego. Z drugiej strony zrobił coś, co podważa wiarę w jego dobre intencje. Mianowicie, w Polsce od powołania sejmowej komisji ds. służb specjalnych w 1995 r. została przyjęta niepisana zasada, że przewodniczący komisji jest zawsze z opozycji. Ta zasada służy temu, by kontrolowany sam nie był kontrolerem. Przestrzegał ją zarówno rząd AWS, SLD oraz PiS. Dopiero za rządów najbardziej demokratycznej i obywatelskiej partii, jaką zna polska ziemia, czyli PO, tę zasadę starano się uchylić. Odwołanie Kamińskiego wpisuje się w tę nowo ustanowioną formułę III RP ? wersja dojrzała: rządzący kontrolują sami siebie. W ten nurt wpisuje się także inicjatywa marszałka Bronisława Komorowskiego, by posłowie nie musieli ujawniać w oświadczeniach majątkowych prywatnych pożyczek.
Czy antykorupcyjne służby w innych krajach wzbudzają takie kontrowersje, jak w Polsce?
Bywa różnie. Przykładowo w Australii istnieje Independent Comission Against Corruption, która stawiała politykom zarzut korupcji, jednak nie pamiętam sytuacji, by domagano się aresztowania posłańca przynoszącego złą wiadomość (co wprost głosi Janusz Palikot, domagajacy się aresztu dla Kamińskiego). To nastawienie bliższe kulturze orientalnej-bizantyjskiej kulturze władzy, niż kulturze zachodnio-rzymskiej. Ciekawe, czy Donald Tusk świadomie wpisuje się w tradycję bizantyjską.
Przed odwołaniem ministra Kamińskiego premier Tusk musi zasięgnąć opinii prezydenta, który już zapowiedział, że będzie to negatywna opinia. Czy w takiej sytuacji premier będzie mógł odwołać szefa CBA?
Stan prawny jest taki, że opinia Prezydenta nie jest wiążąca. Premier jedynie ma obowiązek, by ją uzyskać. Razi to, że premier we wniosku, który skierował do Kancelarii Prezydenta o opinię w związku z odwołaniem szefa służby, nie podał żadnego uzasadnienia. Wprawdzie prof. Piotr Winczorek twierdzi, że w sensie prawnym takie uzasadnienie nie jest konieczne, jednak w tym przypadku odwołanie następuje w sytuacji nadzwyczajnej.
Demokratyczna kultura polityczna wymaga, by w takiej sytuacji jasno zaprezentować argumenty. Jeśli premier ich nie przedstawia, to jest działanie wąsko ?polityczne?, z pozycji siły. Ten przejaw działania argumentem siły, miast siłą argumentów, także wpisuje się w tradycję bizantyjską. Wątpliwości budzi też ustalenie tygodniowego terminu, w którym prezydent miałby udzielić opinii. Premier nie ma żadnych uprawnień, by głowie państwa wyznaczać taki termin. To posunięcie wpisuje się w starą kampanię Platformy obniżania rangi najwyższego urzędu w państwie. Zastanawiam się, jakimi uprawnieniami będzie się cieszył Donald Tusk, jeśli jacyś roztargnieni, zdezorientowani rodacy wybiorą go jednak na prezydenta?
Czy prezydent może w tej sprawie zastosować obstrukcję poprzez nieudzielanie opinii?
Tu musiałby wypowiedzieć się prawnik. Prezydent nie udzielił opinii w sprawie szefa ABW, Krzysztofa Bondaryka nie poprzez taktykę zwlekania, tylko dlatego, że nie otrzymał odpowiedzi na swoje wątpliwości co do powiązań pana Bondaryka (w tym z firmami sektora telekomunikacyjnego). Premier powołał Bondaryka na szefa ABW bez uzyskania opinii i, zdaniem niektórych prawników, obszedł w ten sposób prawo. Dopiero po dłuższym okresie dociekań dziennikarzy i CBA otrzymaliśmy pośrednio odpowiedź na pytania zadane przez Prezydenta. Wskazują one na wielowymiarowy konflikt interesów, w jaki znajduje się szef ABW, czyli największej polskiej tajnej służby. Gdyby premier Tusk poważnie traktował swoje słowa o wysokich standardach uprawiania polityki, już dawno powinien Bondaryka odwołać.
Fronda.pl/JJ